wtorek, 18 grudnia 2012

Święta, Święta

Tak, tak - to wszystko przez nadchodzące Święta, dlatego to dopiero pierwszy wpis w grudniu, oby nie ostatni. W związku ze zbliżającym się końcem roku jak zwykle więcej pracy i spraw do zamknięcia. Jeśli chodzi o same Święta tutaj, to można by było o nich zapomnieć, kiedy na zewnątrz, codziennie ponad dwadzieścia stopni Celsjusza, tak „na plusie”, nie „na minusie” jak obecnie w Polsce. Nawet nocami nie robi się naprawdę zimno, dziwne – sezon świąteczny bez śniegu i mrozu, nawet lekkiego. Z drugiej strony, nasz przyjaciel z Argentyny, przez większą część życia obchodził Boże Narodzenie w środku lata, dla niego to musiało być dopiero dziwnie, gdy się na północną półkulę sprowadził. Mimo tej ciepło jesiennej pogody, o Świętach jednak nie da się zapomnieć, wszystko dookoła o tym nam przypomina. Pod wspominanym już kiedyś katolickim uniwersytetem Loyola mamy pośród choinek, Maryję, Józefa i Jezusa. I nikomu to nie przeszkadza, że Jezus już leży w kołysce przed Bożym Narodzeniem, zdjęcie poniżej. 

Okoliczni mieszkańcy również pamiętają o Świętach o czym można się przekonać po ich przyozdobionych domach. Niektóre naprawdę robią wrażenie, szczególnie wieczorami. Przejażdżka tramwajem wzdłuż alei St. Charles jest o tej porze roku jeszcze bardziej widowiskowa.

Niektórzy jednak, w mojej opinii posuwają się z przystrajaniem trochę za daleko robiąc z domu choinkę w dodatku grającą. 

Jako, że samych Świąt nie spędzam w Nowym Orleanie nie będę mógł nic więcej o nich tutaj z pierwszej ręki napisać. Nowy Rok również poza miastem. Nadrobimy po powrocie.

piątek, 30 listopada 2012

Promem po rzece Missisipi

Nowy Orlean usytuowany jest na wschodnim brzegu rzeki Missisipi (na mapie wygląda to na północ), ale jedna niewielka jego część – Algier Point – leży na przeciwległym brzegu, tzw. zachodni brzeg (na mapie to wschód). Od samego centrum miasta, jest on oddalony o jakiś kilometr w linii prostej. Dostać się do tej dzielnicy Nowego Orleanu można na dwa sposoby, jeden to jazda przez most i nadrobienie kilkunastu kilometrów po ulicach miasta i na przeciwnym brzegu, a druga to przeprawa promem, który odpływa co pól godzinny z samego centrum miasta. Sama przeprawa trwa pięć minut, przeprawić się można samemu, z rowerem czy nawet z samochodem, a wszystko to bez żadnych opłat. W samym Algier Point niewiele się dzieje, jest bardzo spokojnie i bardziej przypomina to przedmieścia, aniżeli samo miasto. Na wycieczkę warto się jednak wybrać, przynajmniej raz, choćby po to, aby zobaczyć katedrę, czy samo miasto z perspektywy rzeki. Można traktować taką wycieczkę jako kolejną atrakcję turystyczną za którą nie trzeba płacić. 

Sam prom wygląda nie specjalnie (zdjęcie poniżej), większy to ten, na który można załadować się z samochodem, mniejszy tylko dla ruchu pieszego – rowerowego. A poniżej... nie, nie to nie promy, to statki wycieczkowe, które właśnie z Nowego Orleanu odpływają na Wyspy Karaibskie, jeden to Carnival Conquest, a drugi to Norwegian Star, robią wrażenie z bliska, naprawdę potężne. Ale nie ma się co dziwić skoro mają tam wszystko na miejscu, od sal balowych i kilku restauracji, po kina, baseny i korty, a jak już dopłyną na Karaiby to nawet ze statku nie schodzą :)


A dalej jak wspominałem widok katedrę:

Ale rzeka to nie tylko promy i statki wycieczkowe, najczęściej na rzece można zobaczyć duże statki transportowe zawijające do nowoorleańskiego portu, albo płynące w górę rzeki.



środa, 28 listopada 2012

Bandyta Piwny

Najnowsze wieści z kroniki policyjnej miasta Nowy Orlean donoszą, że dziś o godzinie 8:00 rano z jednej z najruchliwszych ulic (Decatur St.) w samym centrum Starej Dzielnicy Francuskiej (French Quarter), „Bandyta Piwny” (Beer Bandit) ukradł dostawczą ciężarówkę browaru Miller.

Zaoferowano nagrodę pieniężną w wysokości tysiąca dolarów za pomoc w odnalezieniu samochodu. Jak wspominałem, tutejsze rzezimieszki są naprawdę zuchwałe. Sam o mało przez takiego jednego nie straciłem swojego roweru, ale to inna hitoria. Jak mogła ciężarówka ze zdjęcia poniżej zapaść się pod ziemię?


Most Lake Pontchartrain Causeway

Już kiedyś wspominałem przecinającym jezioro Pontchartrain, łaczącym Nowy Orlean z północnym brzegiem jeziora. W końcu po czterech miesiącach tutaj udało nam się wybrać „za miasto” i w drodze powrotnej przejechać tym obecnie najdłuższym na świecie mostem zbudowanym nad wodą. Na most składają się dwie nitki – pierwsza wybudowana została w 1956 roku; druga, równoległa, powstała w 1969 roku. Dłuższy (nowszy) most ma długość 38 km 442 m (28.83 mile). Most łączy od południa Metairie, przedmieścia Nowego Orleanu ze zlokalizowanym na północnym brzegu Mandeville. Przejazd przez most w kierunku Nowego Orleanu kosztuje 3 dol., a przeciwnym kierunku jest darmowy. 

Sam przejazd robi wrażenie, szczególnie, gdy nic się wokól nie widzi tylko wodę i dwie nitki drogi, zobaczcie sami poniżej. 
A po dłuższej jeździe, powoli wyłania się na horyzoncie miasto.


piątek, 16 listopada 2012

Jak wybierać pieniądze z bankomatu w Nowym Orleanie

Ogólnie Nowy Orlean nie należy do najbezpieczniejszych miast w Stanach, a wręcz ma „mały” kłopot z dość wysoką przestępczością (o tym więcej w przyszłości). Zuchwałość niektórych miejscowych rzezimieszków nie zna granic, można się nieźle uśmiać czytając najnowsze doniesienia. Przykładowo w ubiegły piątek pewien rowerzysta został potrącony przez samochód, a następnie ograbiony przez kierowcę samochodu, który miał przy sobie broń. Najlepsze jest to, że kierową była kobieta.

Wczoraj rano w centrum miasta dwóch mężczyzn weszło do sklepu, aby wybrać gotówkę z bankomatu, a zamiast gotówki wzięli cały bankomat. Do otwarcia sklepu posłużył im łańcuch i samochód, tego samego użyli do wyciągnięci bankomatu. Wszystko to uwiecznił sklepowy monitoring, a film możecie zobaczyć tutaj: 

Ogólnie Nowy Orlean nie należy do najbezpieczniejszych miast w Stanach, a wręcz ma „mały” kłopot z dość wysoką przestępczością (o tym więcej w przyszłości). Zuchwałość niektórych miejscowych rzezimieszków nie zna granic, można się nieźle uśmiać czytając najnowsze doniesienia. Przykładowo w ubiegły piątek pewien rowerzysta został potrącony przez samochód, a następnie ograbiony przez kierowcę samochodu, który miał przy sobie broń. Najlepsze jest to, że kierową była kobieta.
Wczoraj rano w centrum miasta dwóch mężczyzn weszło do sklepu, aby wybrać gotówkę z bankomatu, a zamiast gotówki wzięli cały bankomat. Do otwarcia sklepu posłużył im łańcuch i samochód, tego samego użyli do wyciągnięci bankomatu. Wszystko to uwiecznił sklepowy monitoring, a film możecie zobaczyć tutaj: 

 
 

 
 

wtorek, 13 listopada 2012

Nowoorleański Festiwal Piwa (New Orleans on Tap Beer Festival)



Jak co weekend tak i w ostatni w mieście odbywało się kilka festiwali, chyba nikt nie jest w stanie nadarzyć za ich ilością, a co dopiero brać w nich wszystkich udział. Tak naprawdę to chyba organizuje się je po to, aby przyciągnąć turystów, miejscowi raczej omijają takie imprezy. Chciałem jednak zwrócić uwagę na jeden z nich, który odbył się w ostatni weekend w parku miejskim, a był swego rodzaju bardzo edukacyjnym.


Czy kiedykolwiek znaleźliście się w sytuacji, kiedy chcieliście zamówić piwo, a nie byliście pewni co wybrać ? Bo my tak i to dość często. Dla takich jak my, przypadkowych kustoszy piwa, ten festiwal dawał możliwość skosztowania ponad dwustu rodzajów piwa. Oprócz kilku okolicznych browarów z Luizjany i Missisipi, można było również skosztować piw m. in. z takich stanów jak Kalifornia, Vermont czy Nowy Jork. Za jednego dolara można było dostać próbkę piwa (1oz=30ml), co spokojnie wystarczało, aby zasmakować gatunku i marki, oczywiście można też było kupować w większych kubkach :)

Moim celem było poznanie piw z okolicznych browarów, tych większych jak Abita, NOLA, Bayou Teche LA31 (wszystkie z Luizjany) jak i Lazy Magnolia z Missisipi, czy tych mniejszych, lokalnych jak Parish Brewing Co., Cajun Fire Brewing Co., itp. Nie są to żadne znane browary amerykańskie niemniej jednak to właśnie te piwa można wszędzie dostać w Nowym Orleanie. Ciężko jednak się zawsze zdecydować co wybrać, dla przykładu Abita z miasta Abita Spring, największy browar w Luizjanie ma oferuje ponad dziesięć rodzajów piwa, w tym kilka sezonowo. Te najbardziej popularne dostępne w każdym sklepie niestety nie przypadły mi do gustu, ale postanowiłem dać temu browarowi jeszcze jedna szansę, po zakosztowaniu innych okazało się, że trzy bardziej niszowe gatunki przypadły mi do gustu, w tym jedno sezonowe przygotowywane specjalnie na okres Świąt Bożonarodzeniowych. Pozostałe większe browary jakoś mnie niczym nie zaskoczyły, nie przekonały mnie do siebie, nic rewelacyjnego nie serwują, choć piwo da się wypić. Reasumując, jak na razie numerem jeden jeśli chodzi o okoliczne browary pozostanie dla mnie w miare nowy mniejszy lokalny browar Parish Brewing Co., z jego chmielowym piwem Envie i zbożowym Canebrake.
Kilka lat temu po przyjeździe do Stanów mówiono mi, że tutaj nie ma dobrego piwa, a że Amerykanie piją tylko wodo podobnego Budweisera i jego pochodne. Po kilku ostatnich latach tutaj, odwiedzeniu kilku micro browarów, skosztowaniu kilku piw z różnych zakątków Stanów i po wypiciu kilku (kilkuset) litrów piwa :) nie mogę napisać jeszcze, że znam się na piwie, ale spokojnie mogę napisać, że są tu piwa które da się pić, a nawet, że można znaleźć takie, które są naprawdę świetne. Mogę więc napisać, że nasze rodzime browary mógłby się wiele nauczyć od niektórych amerykańskich. Obecnie już jest lepiej, mamy już w Polsce piwa niepasteryzowane i zbożowe, a i micro browary się rozwijają dość dobrze, oby tak dalej.


poniedziałek, 5 listopada 2012

Huragan Sandy – New Jersey, Nowy Jork

Sam nie wiem co powinienem o tym napisać skoro większość czytelników tego blogu nadal zmaga się z skutkami huraganu Sandy, który nawiedził wschodzie wybrzeże Stanów w zeszłym tygodniu. Nie mniej jednak dla czytelników spoza tego kontynentu chciałem coś napisać i przybliżyć trudną sytuację wszystkich poszkodowanych. Nikt chyba nie spodziewał się tego co się wydarzyło nawet w najczarniejszych scenariuszach. Zniszczone – zalane czy spalone domy i samochody, brak elektryczności, w niektórych miastach New Jersey ponad 80% mieszkańców nie ma prądu, brak ogrzewania przy spadającej poniżej zera temperaturze, niedziałające telefony, brak komunikacji, niedobór paliwa i tak już od tygodnia. Najbardziej boli, że dotknęło to boleśnie naszych bliskich – rodzinę i znajomych, mam nadzieję, że powoli da się wszystko da się doprowadzić do porządku, choć wiem, że nie będzie łatwo.

Na pewno ten huragan przejdzie do historii jako jeden z najbardziej niszczycielskich, jeśli nie najbardziej jaki dotknął Stany Zjednoczone. Mimo, że już wcześniej mocniejsze huragany uderzały w kontynent to nigdy to nie stało się na tak gęsto zaludnionym terenie, ponad pięćdziesiątka milionów ludzi było bezpośrednio zagrożonych. Do tej pory odnotowano już ponad sto ofiar śmiertelnych w tym ponad czterdzieści w samym Nowym Jorku, a liczba ta wciąż rośnie z dnia na dzień. Jeśli chodzi o skale zniszczeń to już słychać porównania tego huraganu z Katrina, która dotknęła Nowy Orlean w 2005 roku. Nie ma się co ścigać w porównaniach, na pewno dla New Jersey i Nowego Jorku to jest ich Katrina.


Poniżej pogorzelisko po ponad pięćdziesięciu domach które spłonęły na Queensie, jednej z dzielnic Nowego Jorku.




Dotkliwie ucierpiała tez kolej łącząca New Jersey z Nowym Jorkiem, wiele linii będzie nieczynnych przez dłuższy czas, między innymi jedna z linii wiodąca z południa New Jersey i łącząca nasze przedmieścia z Nowym Jorkiem. Zobaczcie dlaczego. 



Czy już znaleźliście co jest nie tak ? – Tak, to łódki na torach.

No i jeszcze widok na plaże w New Jersey (Jersey Shore) przed i po:



Więcej zdjęć tutaj:
http://www.weather.com/news/weather-hurricanes/hurricane-sandy-pictures-photos2-20121025 
i tutaj:
http://www.njtransit.com/var/var_servlet.srv?hdnPageAction=HurricaneSandyTo

Ostrzegano nas przed przeprowadzką do Nowego Orleanu, ponoć to tutaj miało być niebezpiecznie, jak się okazuje to ten huragan, o którym pisałem kilka miesięcy temu był niczym w porównaniu z tym co się stało w New Jersey i Nowym Jorku. Czyżby nigdzie już nie było bezpiecznie ?

sobota, 27 października 2012

Karaluchy, jaszczurki i motyle

Mieszkamy w tropikalnym klimacie w jakim nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji pomieszkiwać. Mimo końca października wciąż nie widać wielu znaków jesieni, liście wciąż wiszą na drzewach, a i słupek termometru niewiele opadł. O bujnej roślinności i wiecznie zielonych dębach już było, ale to nie tylko roślinność jest tutaj bardziej dorodna, również wszystkie drobne zwierzątka są jakieś bardziej okazałe. Spacerując chodnikami (bardzo tutaj poprzewracanymi), czy też wychodząc tylko z domu ciężko nie zobaczyć jakichś stworzonek. Zaczynając od panoszących się wszędzie kilkucentymetrowych, różnokolorowych jaszczurek, poprzez wielkie innych przeróżnych robali, które ciężko zidentyfikować, kończąc na wielkich amerykańskie karaluchach. Osobniki te mają około 4 centymetry długości, są brązowe, a czasami nawet czerwone z wyjątkowo długimi czułkami, w dodatku są bardzo szybkie. Ciekawe w nich jest to, że ich odwłok przykryty jest długimi skrzydłami, a one same potrafią latać, ale rzadko jednak to robią. Na szczęście wszystkie te robaki, jak na razie, nie szturmują wnętrza domu, raczej pozostają na zewnątrz, nawet karaluchy, oby tak dalej. Oczywiście, zdarzają się wypadki, że któryś zawędruje do mieszkania, nie są to mili goście i ciężko się ich pozbyć. Już nam się to zdarzyło, można się przestraszyć :) Po tych odwiedzinach postaraliśmy się zabezpieczyć wszystkie możliwe wejścia.


Ale to nie tylko robaki maja tutaj wielkie rozmiary, mimo zbliżającej się jesieni w parku nadal można napotkać wielkie, różnokolorowe motyle, jest czym oko nacieszyć.


poniedziałek, 15 października 2012

Nowoorleańskie czytanie

O tym, że jestem wręcz fanatycznym czytelnikiem każdy z Was chyba wie. Dlatego w kilka dni po przyjeździe do miasta udało nam się znaleźć cudownie niezależną i szalenie klimatyczną księgarnię (o pięknej nazwie!) "Octavia Books", która szczyci się wysokim uznaniem wśród nowoorleańskich czytelników i regularnie organizowanymi wieczorami literackimi, a także wcale nie najgorszym dwumiesięcznikiem zwanym "Octavian", skierowanym do wszystkich miłośników książek. W „Octavii” znajdziemy więc i nowości i hity literackie i literaturę dziecięcą, i całą inną również z uwzględnieniem, bo jakże inaczej, całego działu wydawnictw o mieście. Tak, o mieście. Wszak poznanie historii, kultury, tradycji i wszystkich duchów Nowego Orleanu to nie jest bułka z masłem ;) Na dobry początek kupiłam więc dwie, z czasem doszły kolejne. I na pewno będą następne!
Oprócz księgarni, już pod nowym adresem, udało mi się zlokalizować najbliższą bibliotekę, której wygląd (lewe zdjęcie) pozwoli mi poczuć się co najmniej jak bohaterki powieści Margaret Mitchell. Tak malowniczej – a nie gmaszyska – biblioteki to chyba jeszcze nie widziałam. Ogromnie się więc na czytanie i pojawianie w niej cieszę.


Te bardziej interesujące książkowe historie i ciekawostki będziemy publikować na blogu na bieżąco, a już niedługo szykujcie się na podróż po literackim południu!

niedziela, 14 października 2012

Festiwal Owoców Morza (Louisiana Seafood Festival)

Rozpisujemy się o innych rzeczach, a jakoś nie było okazji wiele napisać o największej tutejszej atrakcji jaką jest jedzenie. W ten weekend obok Festiwalu Bluesowego (Crescent City Blues & BBQ Festival), Festiwalu Filmowego (New Orleans Film Festival) w mieście odbywa się także Festiwal Owoców Morza (Louisiana Seafood Festival), natrafia się więc dobra okazja, aby napisać coś o tutejszej kuchni. 
 
Ten trzydniowy, coroczny festiwal daje możliwość skosztowania świeżych i smakowitych darów z wód Zatoki Meksykańskiej, a także z okolicznych mokradeł. W rytmach lokalnej muzyki, można cieszyć się smakołykami przygotowanymi przez szefów kuchni z najlepszych nowoorleańskich restauracji.  Oczywiście pośród owoców morza nie mogło zabraknąć ryb i krabów.



Czy pamiętacie Forresta Gumpa i to, jak dorobił się swojego majątku ? ... Poławiając krewetki u wybrzeży Luizjany. 
Krewetki są tutejszym przysmakiem, można je dostać świeże na okrągły rok, zmienia się tylko ich gatunek w zależności od pory roku. Obecnie jest sezon na najbardziej popularne białe krewetki o dość pokaźnych rozmiarach (jak na krewetki). Krewetki występują w wodach całego świata. Kilka gatunków żyje nawet w Bałtyku, ale tylko te z Zatoki Meksykańskiej osiągają rozmiary na tyle pokaźne, aby wylądować na talerzach. Serwowane są one na wiele sposobów, najpopularniejsze to te gotowane na parze z dodatkiem lokalnych przypraw i podawane z sosem koktajlowym (taka mieszkanka keczupu i chrzanu). Podczas przygotowywania krewetki nabierają lekko pomarańczowego koloru.

 
Ale to nie jedyny sposób na serwowanie krewetek, poniżej odpowiednio: grillowane krewetki zawinięte w boczek, biała fasolka z krewetkami, kanapka (po-boy) ze smażonymi na głębokim tłuszczu krewetkami, krewetki w sosie grillowym (BBQ), remulada z krewetkami oraz sałatka z krewetek.

 
Do przysmaków z okolicznych mokradeł możemy zaliczyć raki oraz aligatory. Poniżej potrawka z raków ze szpinakiem, serwowana w chlebie i nachos z rakami, a dalej swojsko wyglądające kiełbaski z aligatora.


Spośród wielu innych serwowanych dań poniżej prezentujemy wędzone ostrygi, krewetki, mielonego z kraba z białą surówką (crab cake) i kanapkę (po-boy) ze smażonymi ostrygami. 

 
  
Mam nadzieję, że pociekła ślinka. Jeśli tak to zapraszamy na południową kuchnię.  

Miejsce, w którym gra muzyka

Preservation Hall to kultowa już sala (ponieważ dosłownie jest sala) mieszcząca się pod numerem 726 na St. Peter Street w Dzielnicy Francuskiej, w której co wieczór odbywają się koncerty i gdzie można posłuchać najlepszego na świecie jazzu (ale nie tylko!) w stylu nowoorleańskim. Wejściówka śmiesznie tania i nie zależnie od tego jak sławny muzyk gra, wynosi niezmiennie 15 dolarów. Dostać się do środka, przyznaję, bywa ciężko, gdyż nie ma rezerwacji a kolejka często jest bardzo długa, niemniej cierpliwość popłaca. W środku również nie ma luksusów: kilkanaście krzeseł, ze dwie ławki, kilka poduszek na ziemi do siedzenia, reszta osób niestety musi zadowolić się tzw. miejscami stojącymi ;)
 
Preservation Hall w dzień wyglądające jak opuszczona speluna albo budynek nadający się do natychmiastowego rozburzenia, wieczorem zmienia się nie do poznania w przytulną, kameralną salę koncertową, w której muzycy są na wyciągnięcie ręki a muzyka rozbrzmiewa po całej ulicy (drzwi zwykle są otwarte). Początki muzykowania w Preservation Hall sięgają roku 1960 kiedy to lokalny przedsiębiorca i właściciel galerii Larry Borenstein postanowił przyciągnąć potencjalnych klientów swojej galerii muzyką wykonywaną na żywo. Pomysł był genialny w swej prostocie i w niedługim czasie spowodował, że więcej osób zaczęło przychodzić posłuchać muzyki niż oglądać sztukę, którą wystawiał. Po Borensteinie „salę” przejął Allan Jaffe, który nadał jej ducha i kształt i zmienił to miejsce w salę koncertową, gdzie ludzie przychodzą posłuchać muzyki a nie jeść, pić czy gadać, co nie zmieniło się do tej pory, mimo kilku nieudanych prób skomercjalizowania tego miejsca. Wolny duch miasta okazał się jednak silniejszy!
Powstają tu m.in. takie projekty muzyczne, jak ten z Erykah Badu i Markiem Ronsonem:
 

Warto dodać, że oprócz zapraszanych gości-muzyków na co dzień gra w nim równie kultowy Preservation Hall Jazz Band: http://preservationhall.com/

PS. Budynek, w którym mieści się Preservation Hall jest oczywiście zabytkowy (a który w NOLA nim nie jest?) i został wybudowany w roku 1803 jak karczma dla strudzonych południowym słońcem wędrowców i marynarzy.
Z zewnątrz wygląda jednak gorzej niż Bar "Pyk" ;)

wtorek, 9 października 2012

Czysta woda


Po około 24 godzinach, dziś po południu cofnięto ostrzeżenie o zanieczyszczeniu wody pitnej. Po przebadaniu wielu próbek okazało się, że nie doszło do skażenia. Cała doba była potrzebna po to, aby dać bakteriom czas na inkubację – bakterii jednak nie było. W skrócie problem polegał na tym, że woda pitna nie jest szczelnie odizolowana od zanieczyszczeń i aby nie doszło do skażenia jest ona utrzymywana pod wysokim ciśnieniem. Z powodu wczorajszej kilkuminutowej awarii elektryczności ciśnienie to spadło i chociaż granica bezpieczeństwa nie została przekroczona, profilaktycznie wydano ostrzeżenie. I tak kilkaset tysięcy mieszkańców Nowego Orleanu zostało postawionych w niezbyt komfortowej sytuacji, a z półek sklepowych znów zaczęła znikać woda :) (chyba najbardziej chodliwy towar w tym mieście). A ja przekonałem się, że galon wody (3.79 litra) w zupełności wystarczy, aby wziąć prysznic. 

poniedziałek, 8 października 2012

Zanieczyszczenie wody pitnej w NOLA


Kolejna „atrakcja” związana z usytuowaniem miasta. Z najnowszych wieści - Wydział Kanalizacji Miejskich miasta Nowy Orlean właśnie rozesłała ostrzeżenie o skażeniu wody pitnej. Dziś rano na wskutek awarii elektryczności w miejskich wodociągach spadło ciśnienie co mogło doprowadzić do skażenia bakteriologicznego. Mieszkańcy miasta nie powinni używać bieżącej wody do odwołania, jakiekolwiek użycie tj. picie, robienie lodu, płukanie jedzenia, mycie zębów, kąpiel czy prysznic mogą być niebezpieczne. Woda może być użyta tylko po minutowym przegotowaniu.
Podobną sytuację ostatni raz miasto przeżyło w listopadzie 2010 roku, kiedy to ostrzeżenie zostało odwołane po dwóch dniach. 
Kiedy tutaj się sprowadzaliśmy to o huraganach wiedzieliśmy, ale o skażeniach wody pitnej już nie, co dla miejscowych nie jest niczym nowym. Ciekawe o czym jeszcze nie wiemy, co ciekawego jeszcze nas tu ($!#!%!) spotka ? 
P.S. Na pewno się o tym dowiecie.

niedziela, 7 października 2012

Nostalgiczna NOLA...


Quaint Old New Orleans (ca. 1920)
 
O wielu rzeczach już było z wyjątkiem historii. Oprócz tego, co w bardzo skróconej formie widnieje w temacie bloga, chciałabym napisać odrobinę więcej a jednocześnie na tylko krótko aby nie było nudno ni podręcznikowo.
Otóż początki miasta sięgają 1682 r., kiedy to francuski podróżnik Robert de la Salle wbił w miejscu, na którym znajduje się dziś Nowy Orlean krzyż, ustanawiając w ten sposób nową kolonię króla Ludwika XIV (na cześć monarchy nazwano ją Luizjaną). Ten przekazał w 1718 r. władzę nad miastem szkockiemu finansiście i spekulantowi Johnowi Lawowi, który reklamował w Europie Luizjanę jako współczesną utopię. Dziesiątki tysięcy imigrantów ze Szwajcarii, Niemiec i Francji nabrało się na ten przekręt, a ci, którym udało się przeżyć podróż statkiem, wylądowali wśród malarycznych bagien. Po zakończeniu wojny siedmioletniej w 1763 r. Francja oddała władzę nad Luizjaną Hiszpanii. Podczas amerykańskiej rewolucji gubernator Bernardo de Galvez poparł tworzącą się republikę. W 1800 r. kolonia wróciła pod władanie Francji, a trzy lata później rząd Stanów Zjednoczonych kupił Luizjanę od Francji i Napoleona Bonaparte za te, jakże wtedy kolosalne, 15 mln dolarów. Podczas wojny secesyjnej władze miasta przyłączyły się do konfederatów, a jej koniec w 1865 r. oznaczał napływ angloamerykańskiej migracji z północy Stanów. Nowy Orlean przeżywał okresy rozkwitu i upadku gospodarczego. Głównym źródłem dochodów był handel rzeczny i uprawa bawełny, a po odkryciu na początku XIX w. metody krystalizacji melasy - uprawa trzciny cukrowej i eksport cukru. Dzisiaj najważniejszym źródłem dochodów jest turystyka.

"The Carnival at New Orleans", 1885. From Harper's Weekly, March 1885. Drawn by John Perkin
Warto dodać, że specyficzny charakter kulturze Nowego Orleanu nadali głównie Kreole (potomkowie najstarszych rodów, które osiedliły się tu niedługo po zatknięciu krzyża przez la Salle'a), Kajunowie (francuscy osadnicy z Nowej Szkocji, którzy padli ofiarą czystek etnicznych Brytyjczyków) i potomkowie czarnych niewolników z Karaibów i Afryki. Każdej grupie miasto coś zawdzięcza: Kreolom zachowane parterowe domy w pastelowych kolorach z żaluzjami, francuską tradycję kulinarną (pączki zwane tu „beignet” podawane pod pierzynką cukru-pudru) i okazałe rezydencje przy Esplanade Avenue, Kajunom muzykę zydeco i przysmaki, jak kiełbaska „boudin”, a czarnym niewolnikom – bluesa, jazz i soul. Przyznajcie, że to dość wybuchowa mieszanka :)
Dzięki niezwykłemu urokowi miasta, który przyciąga ludzi z całych Stanów, zwłaszcza muzyków, artystów i różne niepokorne, artystyczne dusze, a każdy zostawia w nim jakąś cząstkę siebie czy fragment swojego życia pisze się współczesna historia NOLA. Równie fascynująca. 

Jack Robinson - Canal Street, NOLA (ca. 1950)
Archiwalne zdjęcia miasta można pooglądać na stronie biblioteki publicznej: http://nutrias.org/~nopl/monthly/allimg.htm (należy "kliknąć" w miesiąc aby otworzyła się galeria z poszczególnego miesiąca). Ogromnie polecam!

sobota, 6 października 2012

NOLAbound


Już wkrótce rozpocznie się nowoorleański festiwal filmowy (New Orleans Film Festival), na którym oprócz wielu filmów z całego świata odbędzie się premiera trwającego 50 minut dokumentu pt. „NOLAbound”. Plan był prosty – weźmy 27 najbardziej innowacyjnych umysłów z całego kraju zajmujących się różnymi dziedzinami nauki i sztuki i umieśćmy ich na pięć dni w mieście.
Jakie będą ich oczekiwania, wrażenia, pomysły? Co z tego wyniknie?
Sama jestem ogromnie ciekawa. Póki co zostaje zapowiedź filmu i czekanie na premierę.
Zobaczcie trailer:


O szczegółach tego ciekawego przedsięwzięcia można poczytać na stronie internetowej projektu „NOLAbound”: http://www.benolabound.com/

wtorek, 2 października 2012

Nowoorleański tramwaj


Kolejną atrakcją Nowego Orleanu jest zabytkowa kolejka elektryczna, Streetcar, bo tak ją tu nazywają, odpowiednik naszych tramwajów. Do dzisiaj zachowały się trzy linie; wszystkie one spotykają się w centrum miasta, w pobliżu zabytkowej dzielnicy francuskiej (French Quarter). 
 
Najmłodsza i najkrótsza z nich (Riverfront line - niebieska) wiedzie wzdłuż rzeki z dzielnicy francuskiej po centrum biznesowe. Można z niej zauważyć jak zmienia się zabudowa miasta na bardzo krótkim dystansie. Zaczynając w gęstej zabudowie kolonialnej kończymy nasza krótką wycieczkę między przytłaczającymi gmachami biurowców i hoteli. 
 
Następna linia to Canal Street (czerwona, a nazwa od ulicy wzdłuż której biegnie). Wiedzie ona od samej rzeki Missisipi, gdzie łączy się z poprzednią linią Riverfront, aż po Park Miejski i Nowoorleańskie Muzeum Sztuki Współczesnej, przecinając miasto dokładnie przez środek. Ciekawostką może być to, że czerwone wagoniki tej linii to produkt naszych południowych sąsiadów, Czechów.


Ostatnia, najdłuższa i najstarsza w całych Stanach to nasza ulubiona linia St. Charles (zielona) łącząca Uptown (okolice gdzie mieszkamy) z centrum miasta. Linia ta ma około 20 km długości i została zbudowana ponad sto pięćdziesiąt lat temu w 1835 roku. Jak można wywnioskować z jej nazwy wiedzie ona wzdłuż bardzo malowniczej ulicy St. Charles, od jej początku w centrum do jej samego końca w Uptown, aby na ostatnim odcinku skręcić w równie malowniczą aleję Carrollton. Zaczynając na Canal Street w centrum miasta linia wiedzie przez centrum biznesowe i dalej między bujnymi, wiecznie zielonymi, żywymi dębami przez dzielnice Garden District, Touro, aż do Uptown, po drodze mijając wspominane przez nas Audubon Park oraz uniwersytety Loyola i Tulane. Tylko ta trasa  - co nas bardzo cieszy - jest obsługiwana przez komunikację miejską 24 godziny na dobę.

 
Jak można zauważyć mimo tutejszych upałów tramwaje te nie zostały wyposażone w klimatyzację, miasto zadbało o ich walory historyczne. Są więc drewaniane ławki i otwarte okna. Wybierając się na przejażdżkę takim pojazdem - szczególnie w samym środku lata - możemy się poczuć tak jak tutejsi mieszkańcy sprzed ponad stu lat.

niedziela, 23 września 2012

Polowanie na pieski 2


Ten wpis jest kontynuacją wpisu z 12 września pt. Polowanie na pieski.
Tego weekendu zauważyłem, że rzeźby zniknęły z ulic miasta, a zostaną zlicytowany w najbliższy czwartek na aukcji charytatywnej. Dochód se sprzedaży zostanie przeznaczony dla Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Luizjanie. W ostatnich dniach udało mi się uwiecznić na zdjęciach jeszcze kilka z tych rzeźb, poniżej prezentuję kolekcję kolejnych siedemnastu. Ciekawostką może być to, że kilka z tych rzeźb jest bardzo związana, z miejscami, gdzie jej prezentowano przez ostatnich kilka miesięcy, i tak dla przykładu pies-słoń ulokowany był pod Audubon Zoo, pies-szerszeń (jeden z niebieskich) pod halą, gdzie swoje mecze rozgrywa zespół NBA - New Orlean Hornets (znany dawniej jako Charlotte Hornets), a pies „Ameryka”, ten w barwach narodowych znajdował się pod muzeum II Wojny Światowej. Jeden z nich (ten z groźnie wyglądająca miną) to niby futbolista amerykański, a ulokowany był on pod stadionem zespołu NFL - New Orlean Saints. Na zdjęciach jest tez pies-SnowBall (czerwony), czyli wielosmakowa kulka śniegowa (patrz wpis spod tym tytułem z sierpnia).







 

Trabant nad Missisipi


Tak, tak chodzi o naszego dobrego, starego Trabanta z NRD produkowanego w latach 1957-1991. Jednego z nich, a dokładnie model 604S napotkaliśmy w Nowym Orleanie, jego obecność zauważyliśmy już jakiś czas temu, ale nie było okazji uwiecznić go na zdjęciu. Teraz prezentujemy go w całej okazałości na tle rzeki Missisipi. Jeśli chodzi o te samochody to mniej dziwiła by ich obecność w tej części globu jeśli było by to po drugiej stronie Zatoki Meksykańskiej, a dokładnie na Kubie, gdzie my sami w latach komunizmu eksportowaliśmy Maluchy. Jednego z nich, gdzieś, kiedyś widziałem na zdjęciu. Co dodatkowo może zaskakiwać w prezentowanym na obrazku egzemplarzu to jego rejestracja z Vermont, stanu na północnym wschodzie Stanów Zjednoczonych oddalonego od Nowego Orleanu o około trzech tysięcy kilometrów. Ktoś naprawdę miał wyprawę życia, aby tu nim dojechać :) Ostatnią ciekawostką, a może zbiegiem okoliczności jest jego numer rejestracyjny, 504 to jedyny numer kierunkowy do Nowego Orleanu, z którego każdy tutaj jest bardzo dumny. Jeśli to nie przypadek to podziwiam właściciela za dbałość o szczegóły.


niedziela, 16 września 2012

Park Audubon

W związku z geograficznym położeniem miasta (klimat tropikalny) mamy tu do czynienia z naprawdę bujną roślinnością, zieleń dosłownie wychodzi zewsząd, każdy niezagospodarowany kawałek ziemi bardzo szybko zarasta. Nie mniej jednak to parki są najlepszymi miejscami, aby podziwiać tutejszą roślinność. Obok kilku mniejszych rozsianych po całym mieście są tutaj dwa duże parki: Park Audubon (78 ha = 192 akry) oraz dużo większy Park Miejski (526 ha = 1300 akry, ale o tym później). Ziemia po Park Audubon została zakupiona przez miasto w 1871 roku, obszar ten rozciąga się od samej rzeki Missisipi do Uniwersytetu Tulane. Zaprojektowanie parku zlecono architektowi krajobrazu, John Charles Olmsted, który wcześniej zaprojektował Central Park w Nowym Jorku. Swoją obecną nazwę park posiada od 1886 roku i została ona mu nadana na cześć francusko-amerykańskiego ornitologa, przyrodnika i malarza Jean-Jacques Audubon albo John James Aububon, który znaczną część swojego życia spędził w Nowym Orleanie. W 1898 roku utworzono parku pole golfowe, a na początku poprzedniego stulecia otworzone na znacznym jego obszarze (23 ha) zoo. Roślinność w parku jest naprawę bardzo bogata, ale dla nas najładniejsze są żywe dęby (wiecznie zielone dęby typowe dla południa Stanów Zjednoczonych) ciągnące się wzdłuż alejek parku (obrazek). Park jest w naszym sąsiedztwie, właśnie tu są boiska piłki nożnej i to tutaj grywam regularnie. 






środa, 12 września 2012

Polowanie na pieski :)


Kiedy sprowadziliśmy się do Nowego Orleanu jedną z rzeczy, które przykuły naszą uwagę były psiaki, a właściwie to rzeźby psów wysokości około metra, pomalowane w przeróżne jaskrawe kolory. Są one porozstawiane w przeróżnych częściach miasta stanowiąc kolejną atrakcje turystyczną. Każdej przypadkowo napotkanej rzeźbie postanowiliśmy robić zdjęcie i tak to powstała poniższa kolekcja siedemnastu różnych piesków. Między czasie dowiedzieliśmy się, że cała kolekcja składa się z 45 rzeźb rozlokowanych po całym NOLA i powstała w styczniu tego roku z inicjatywy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Luizjanie. Rzeźby zostały zaprojektowane, wykonane i udekorowane przez lokalnych artystów. Każdego psiaka można kupić za jedyne $7000, a te które się jeszcze nie sprzedały, w czwartek 27-go września zostaną zlicytowane, cena wyjściowa to $2000, a dochód w całości przeznaczony jest na działalność Towarzystwa. Tak więc kolekcja wkrótce zniknie z ulic miast. Jak już wspomniałem poniższe zdjęcia robione były „przy okazji”, teraz przyszedł do głowy pomysł, aby w najbliższym czasie zrobić „Polowanie na pieski” i wzbogacić poniższą kolekcję. Mam nadzieje, że się uda i że nie zostanę pogryziony, w październiku opublikuję nowe zdobycze.





niedziela, 9 września 2012

Miasto na bagnie


Wróćmy jeszcze raz do geografii Nowego Orleanu, jak już wcześniej wspominaliśmy miasto jest w pewnym sensie odgrodzone od kontynentu z każdej strony, na północy jezioro Ponchartrain, na południu rzeka Missisipi, a od wschodu i zachodu bagna. Autostrada wiodąca do miasta od wschodu czy od zachodu jest wybudowana na betonowych palach ponad bagnami (obrazek).





Oryginalna kolonia francuska powstała przy ujściu rzeki Missisipi na najwyżej położonym terenie w okolicy, wraz z rozwojem miasto w pierwszej kolejności rozrastało się wzdłuż rzeki, gdzie teren pozostawał ciągle powyżej poziomu bagien. Wolny obszar szybko się jednak kurczył, Nowy Orlean był już wtedy częścią Stanów Zjednoczonych, a szybki napływ ludności powodował ekspansje miasta na jeszcze nie zamieszkałe bagniste tereny. W celu ich osuszenia wybudowano sieć kanałów, którą dzisiaj poprzecinane jest całe miasto. Ponoć łączna długość nowoorleańskich kanałów tych widocznych i tych pod ziemią przekracza łączną długość kanałów Wenecji. W ten sposób udało się zabudować cały obszar od rzeki na północ do jeziora gdzie ujście ma większość z tych kanałów. Jedynym mankamentem tego rozwiązania jest to, że większa cześć miasta pozostaje poniżej poziomu wód rzeki i jeziora, co w niepomyślnych okolicznościach może doprowadzić do tragedii (patrz Katrina 2005). Kiedy woda w jeziorze podnosi się to zaczyna napierać na miasto. Aby woda nie wdarła się do miasta kanały są zabezpieczone zamykanymi śluzami. Dodatkowo, aby w tym czasie miasto nie zostało zalane przez podnoszące się wody gruntowe na kilku kanałach działają pompy wypompowujące wodę z kanałów do jeziora ponad śluzami  (obrazek). Wzdłuż brzegu jeziora i kanałów wybudowane są wały przeciwpowodziowe i to one zawiodły w 2005. To nie huragan zniszczył miasto, podnosząca się woda w jeziorze i kanałach przerwała wały i wtargnęła do miasta, nie było możliwości już tego powstrzymać, w kilka godzin 80% miasta znalazła się pod wodą. Od 2005 roku cały system wałów został kompletnie przebudowany.     

Kanał, pompy i wylot:

Większy kanał, więcej pomp i większy wylot:

Zamykane wały przeciwpowodziowe i zamknięta śluza na kanale:

Na rysunku poniżej (Wikipedia) można zobaczyć przekrój przez centrum miasta od rzeki do jeziora, to powinno wyjaśnić jak nisko jest usytuowane miasto, miejscami 1-2 metry poniżej poziomu morza (scala w stopach).